"Nim nadejdzie świt" Alicja Wlazło

 


Theo spełnia się w graniu na skrzypcach, do tego trenuje kick-boxing, stara się być przykładnym synem i dobrym człowiekiem. Jego życie wydaje się jak najbardziej poukładane, dopóki na swojej drodze nie spotyka Very, która dosłownie wpada na niego. Dziewczyna, tak jak młody mężczyzna, gra na skrzypcach, a jej relacje z matką są bardzo trudne. Sophia często wymusza na córce różne zachowania, nie jest przykładną matką, a jej córka ma ciężkie życie. Pomiędzy Theo a Verą rodzi się silne uczucie, które zostanie wystawione na wielką próbę.

Theo i Vera są postaciami, które mają swoje problemy, nie są oni do końca szczęśliwi, starają się zadowolić własnych rodziców, a przy tym tracąc całą radość życia. Vera uzależniona jest od swojej matki, nie może mieć własnego zdania i postępować tak jak ona chce. Sophia jest apodyktyczna, kieruje własną córką jak marionetką, a czasami wręcz znęca się nad nią. Theo czuje potrzeba zaopiekowania się matką, jest dobrym synem, który potrafi się odwdzięczyć za przekazaną miłość. Autorka wykreowała bohaterów w sposób poprawny, nie są oni bardzo skomplikowani, ale też ciężko jest o nich mówić jako o osobach jednowymiarowych. Mam problem i pewne obiekcje co do relacji między postaciami. Lubię, gdy w książkach coś, co nawet nie jest realistyczne, bardzo wybujałe, przedstawione jest w taki sposób, że czytelnik zaczyna w to wierzyć, czuć i po prostu ufa, w tym przypadku tak nie było. Zauroczenie, które się pojawia, rodzi się bardzo szybko i to już przechodzi w wielką miłość. Niestety sytuacja jest bardzo wyidealizowana, a autorka przedstawiła to tak, że nadal jest mi ciężko w to uwierzyć. Cała ta relacja opiera się na kilku spotkaniach i rozmowach, mam wrażenie, że Theo nie zna Very, a ona nie zna jego, ale uczucie jest tak silne, że po pewnych wydarzeniach oni nadal nie mogą o sobie zapomnieć. Nie uwierzyłam w to i czuję się zawiedziona. Element sensacyjny ubarwił historię, dodał więcej akcji, tajemnicy i niepewności, z początku byłam zmieszana, ale po przeczytaniu, uważam, że to był dobry pomysł. Końcowe strony czyta się w zawrotnym tempie, a i samo końcowe rozwiązanie akcji mnie zaskoczyło i to pozytywnie.

Podsumowując, powieść „Nim nadejdzie świt” nie uważam za dobry romans, ponieważ nie uwierzyłam w uczucie łączące dwie osoby. Nie odczuwałam w związku z tym wielu emocji, a to czy oni będą razem, czy nie stało się dla mnie obojętne. Język i styl autorki jest świetny, książka jest lekka i szybko się ją czyta. Kreacja bohaterów w porządku, a zakończenie i rozwiązanie akcji na ogromny plus. Koniec końców ani tej książki nie poleca, ani też jej nie odradzam.
Za możliwość przeczytani dziękuję wydawnictwu.

3 komentarze:

  1. A ja mimo wszystko dam książce szansę. Jestem jest ciekawa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Klimaty, które nie wywołują we mnie pragnienie chwycenia za ksiązkę, ale widzę, że w przypadku tego tytułu niewiele tracę. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ups! Też nie lubię gdy między bohaterami coś za szybko się dzieje, a wybuch wielkiej miłości wywołuje u mnie niestety pobłażliwy uśmiech.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Miasto Tęczowych Książek , Blogger