"Czerwone Zwoje Magii" Cassandra Clare, Wesley Chu



Alec i Magnus po wydarzeniach z Miasta szkła udają się na zasłużony odpoczynek. Magnus zaplanował wakacje w Europie. Zwiedzanie nowych miejsc, romantyczne kolacje i lepsze poznanie siebie nawzajem. Czy w świecie Nocnych Łowców jest czas na spokój? Wygląda na to, że nie bardzo. Dawna przyjaciółka czarownika niespodziewanie odwiedza parę z informacją o działającym kulcie demonów zwanym Szkarłatną Ręką. Kult został przed laty założony dla żartu przez Magnusa, ale on o niczym nie pamięta, tak jakby ktoś majstrował przy jego pamięci. Nocny Łowca i czarownik wyruszają w podróż, aby poznać prawdę i unicestwić nikczemny kult.

Przed zaczęciem powieści zastawiałam się jaki moment będzie tym najlepszym na zapoznanie się z tą nowością. Przypomniałam sobie pierwsze trzy części Darów Anioła i już zaczęłam czwartą część, ale postanowiłam, że teraz kolej na Czerwone Zwoje Magii. Nie zagłębiałam się za bardzo w to, o czym jest ta książka, w jakim okresie się mieści, od razu wiedziałam, że chcę ją przeczytać. To był idealny moment.

Czymś, co wybija się na tle całej powieści, są bohaterowie. Magnus i Alec są przegenialni. Czarownik, którego poznaliśmy już w pierwszej części DA, nadal jest tym zabawnym, często sarkastycznym, a Alec trochę zagubionym, wrażliwym, młodym chłopakiem. Pojawia się także Raphael, czyli wampir oraz Tessa, bohaterka Diabelskich maszyn. Przekrój bohaterów jest różnorodny, każda z postaci jest tą, którą już mieliśmy okazje poznać. Nie miałam zgrzytu dotyczącego tego, że osoby, które miały jakiś zestaw cech w poprzednich powieściach, teraz są inne, niepodobne do siebie. Sprawa, jaką zajmują się Alec i Magnus nie jest niezwykle ekscytująca, zapierająca dech w piersiach, ale cała ta tajemnica związana z kultem, podróż i przeżycia uczestników są ciekawe i przyjemne do śledzenia. Nie trzeba długo czekać na akcję, bo dzieje się od samego początku do końca. Wszystkie powieści autorki mnie wciągają i nigdy nie nudzą. Poniekąd czytałam równocześnie Miasto upadłych aniołów oraz Zwoje i wiele kwestii się łączy, Alec piszący pocztówki, wysyłający zdjęcia rodzeństwu i Jace (w Mieście upadłych aniołów) pytający się reszty, czy chcą zobaczyć zdjęcia pary z wakacji. Małe szczegóły, które są dopracowane, pozwalają na jeszcze lepsze cieszenie się lekturą.


„Czerwone Zwoje Magii” na pewno spodobają się osobom, które uwielbiają świat Nocnych Łowców, które czytają każdą książkę Clare i kochają głównych bohaterów. Sądzę, że czytelnicy niebędący tak dobrze zaznajomieni z uniwersum również mogą się dobrze bawić i zrozumieć treść, a może i przekona do sięgnięcia po kolejne części. Może nie jest to historia idealna, ale dla mnie cała twórczość Cassandry znajdzie specjalne miejsce w serduszku. Chyba nawet nie muszę dawać oceny, bo tu należy się wielkie serce ❤️

Akredytacja01/05/2020

2 komentarze:

  1. Tym razem to nie mój gatunek czytelniczy. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mam pojęcia kto i kiedy stwierdził, że tę część można czytać jako pierwszą z tego uniwersum. Potrzebna jest do niej znajomość trzech pierwszych tomów DA, bo są nawiązania do tamtych wydarzeń i lepiej to zobrazuje różnice w podejściu Nocnych Łowców i Podziemnych do siebie nawzajem.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © Miasto Tęczowych Książek , Blogger